Na górze róże, na dole fiołki pouciekały z ramki aniołki kiedy nad ranem trzasnąłeś drzwiami Na górze fiołki, na dole róże znowu krzyczałeś, że nie chcesz tak dłużej zostałam z solą słów Twoich w oku Na górze róże, róże na dole stawiam wazonik z wodą na stole strzepuję kolce z ust palców włosów Szycie
Na górze róże, na dole fiołki, a my się kochamy jak dwa aniołki. Artysta: Marina Zumi Lokalizacja: ul. Poznańska 12 Rok powstania: 2013 W trzeciej edycji Festiwalu Murali Outer Spaces, rozgrywającej się w całości na Jeżycach, wśród śmietanki zagranicznych artystów którzy przyjęli zaproszenie do Poznania znalazła się argentyńska malarka Marina Zumi, która zostawiła po sobie pracę zdecydowanie należącą do grona moich ulubieńców. Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten mural gdy miałam okazję zobaczyć go po raz pierwszy, gdy nagle, zza zakrętu ulicy prowadzącej wzdłuż zniszczonych, brudnych budynków wyłoniło się coś absolutnie niezwykłego. Dzieło utrzymane w tonacji granatu, różnych odcieni niebieskiego i fioletu, stwarzające dzięki temu wrażenie umiejscowienia w jakiejś fantastycznej, kosmicznej przestrzeni w której dokonuje się coś pięknego i mistycznego - bo oto dwa zwierzaki, sarenka i młody wilczek, które według wszelkich praw natury powinny ze sobą konkurować, wejść w rolę ofiary i łowcy, robią coś dokładnie odwrotnego i przyjaźnie dotykają się noskami. Praca ta w pierwszym odczuciu budzi wyłącznie zachwyt i wzruszenie, więc dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ukazuje ona coś niemożliwego, co w prawdziwym świecie nie ma szans zaistnieć. Marina Zumi pokazuje nam swoją idealną, baśniową wizję rzeczywistości, opartej na przyjaźni, empatii, wsparciu i wyłącznie dobrych emocjach, odwraca istniejący porządek i tworzy jego alternatywną wersję. Wersję może nieco naiwną, może zbyt uproszczoną, ja jednak sądzę, że współczesny człowiek bardzo potrzebuje morału płynącego zarówno z tego, jak i z innych dzieł tej artystki - jeśli naprawdę czegoś chcemy, nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.
4.8K views, 13 likes, 2 loves, 3 comments, 7 shares, Facebook Watch Videos from Tymczasem w Częstochowie: Na górze róże, na dole fiołki, my się kochamy jak dwa aniołki CZĘSTO CHOWA
...z tą różnicą, że u mnie fiołków nie ma, a róże są anemiczne. Kontrast wyszedł mi za mały, więc tylko z bliska widać, że to faktycznie kwiatki a nie różowe plamy. Do tego mieszanina 3 kolorów sprawiła, że róże są wypukłe a co za tym idzie moje paznokcie wyglądają jak fale Dunaju. Albo karpatka, brzmi smaczniej. Generalnie wzór mi się podobał, powoli zaczynam wracać do różu na paznokciach, im więcej słońca tym jaśniejsze lakiery wyciągam z Helmera. Zadziwia mnie o ilu fajnych lakierach zdążyłam zapomnieć! Póki co róż noszę w obecności czegoś ciemniejszego, ale lada dzień zaryzykuję jakimś gradientem albo ombre. Wykorzystane lakiery: Dor 61/3 SinfulColors 945 Soul Mate Venita Visage Color 7 Miss X 10 Wibo Express Growth 451 Dor 68 Wibo Wonder Nails 2 Inglot S-Bond Treatment Przy okazji jeszcze ciekawostka - jeśli naklejki nie współpracują za pierwszym razem to nie ma się co łudzić - za drugim też nie będą chciały. Na górze róże, Na dole fiołki, Nie umiem rymować, Masz fajne cycki Mocne Słabe +255 (345) #podryw; #tekst; #restauracja; #nieumiejętność
Kwiatki to szybka gra karciana dla dwóch osób wydana na początku 2018 roku. Była dość mocno reklamowana. Pamiętam, że już od stycznia – jakiej strony o grach nie otworzyłam, tam mówiło się o Kwiatkach. Rebel, bo właśnie to wydawnictwo jest odpowiedzialne za wydanie gry, odwalił kawał naprawdę dobrej roboty z promocją. Czy to się opłaciło? I o co w ogóle chodzi w tych Kwiatkach? 😉 Postaram się odpowiedzieć. Pudełko pełne piękna Sama okładka pudełka już zachęca do kupna. Ilustracjami zajął się Bartłomiej Kordowski, znany z rysunków do popularnej gry Domek. Świetnie sobie poradził z uchwyceniem piękna flory i fauny. Tak, fauny też! Bo na kartach znajdziemy takie gratisy, jak biedronka wspinająca się po liściu, czy mrówka spiesząca wzdłuż łodygi. Wszystko to pięknie się komponuje i przyciąga wzrok. Kwiatki / fot. Przystanek Planszówka Zawartość pudełka gry Kwiatki to cztery płytki doniczek, 54 karty z kwiatami, karta z punktacją, 6 żetonów akcji specjalnych i instrukcja. Taka w każdym razie jest wersja oficjalna, bo w rzeczywistości w większości egzemplarzy jest również dodatkowy zestaw doniczek i żetonów, który podobno wynikł z błędów w druku. Elementy są porządnie wykonane, nie powinny się szybko zniszczyć. Same karty są duże i ładnie eksponują grafiki. Możemy też znaleźć w talii kartę Nocnego Irysa, dokładanego do pudełka aż do wyczerpania zapasów. Urozmaica on troszkę grę, ale wiążę się on z negatywną akcją, która niszczy uprawę z jednej doniczki. Moim zdaniem takich kart powinno być… więcej! Kwiatki / fot. Przystanek Planszówka Bierz grabki, idziemy sadzić Mechanika gry jest bajecznie prosta, dlatego Kwiatki są polecane szczególnie dla początkujących graczy. Mamy cztery doniczki, w których należy zasadzić kwiaty. Tych z kolei jest w talii sześć rodzajów: róża, irys, tulipan, mak polny, groszek pachnący i schizostylis. Ten ostatni nic mi nie mówi, musiałam sprawdzić w Google, co to właściwie za kwiat. Ciekawe, dlaczego do tak popularnych roślin, autorzy nie dodali zamiast niego chociażby niezapominajki albo fiołka. Niemniej bardzo miło z ich strony, że poświęcili kawałek instrukcji na ciekawostki odnośnie tych rodzajów kwiatów 🙂 Kwiatki / fot. Przystanek Planszówka Wracając do sadzenia, polega ono na wyłożeniu nad doniczkę kwiatka wyciągniętego z talii. Jeśli wszystkie doniczki posiadają już w sobie kwiaty, a my dociągniemy roślinę innego rodzaju, natychmiast tracimy kolejkę. Jest to strasznie denerwujące. Jeśli masz akurat pecha w kartach, może się okazać, że przez 4-5 tur nie wykonasz żadnego ruchu! Na szczęście są do pomocy specjalne żetony, które pozwalają ominąć pecha, ale takich znaczników mamy tylko 3 i są one jednorazowego użytku. Dzięki żetonom mamy również możliwość dociągnąć kartę z talii na rękę, dodanie z ręki kwiatka do dowolnej, nawet niepasującej donicy oraz podejrzenie 3 wierzchnich kart i ułożenie w dowolnej kolejności. Kwiatki / fot. Przystanek Planszówka Gdy w doniczce pojawia się kwiat, kolejny wyciągnięty z tego samego rodzaju musi być dołożony do tej właśnie doniczki. Im wyższa dzięki temu urośnie nasza roślinka, tym więcej punktów będzie warta. Tutaj pojawia się element mechaniki push your luck – gracz musi podjąć decyzję, czy poczekać jeszcze ze ścięciem kwiatka, czy zrobić to teraz. Jeśli nie zetnie, może to zrobić przeciwnik. Właściwie poprzez zastosowanie tej mechaniki, Kwiatki to taki wyścig – kto pierwszy ten lepszy. W mojej opinii nie jest to zbyt fascynujące dla rozgrywki. Pobawmy się w ogrodnika Ogólnie rzecz biorąc gra jest… sympatyczna. Kwiatki kosztują stosunkowo niewiele, możemy je mieć za niecałe 50 zł. Na pewno spodoba się dzieciom ze względu na proste zasady i piękny wygląd. Czy dorośli będą się równie dobrze bawić, sadząc kwiatki? Niekoniecznie. Mamy tu zdecydowanie zbyt mało możliwości, zakładając rzecz jasna, że nie będziemy mieli pecha przy dociąganiu kart, bo wtedy opcji nie mamy właściwe wcale. Jeśli dobrze znamy naszego przeciwnika, to gra będzie wyjątkowo przewidywalna, łatwo domyślimy się, kiedy i które doniczki będzie on chciał oczyścić z roślin. Jeśli kiedyś pojawi się dodatek z kartami, które urozmaicą rozgrywkę na przykład o więcej negatywnej interakcji, to gra moim zdaniem stanie się dużo ciekawsza. Kwiatki / fot. Przystanek Planszówka Niemniej jeśli nie planujecie kupować Kwiatków dla siebie, kupcie dla swoich pociech. Będą zadowolone! Posłuchaj także audycji o grze Kwiatki nagranej 5 marca 2018:
Na górze róże na dole fiołki dzień dobry Kiedyś dawno temu, czekając u dentysty, na przeciwko siedziały dwie panny dorastające. Oczywiście, zabrały się za rozwiązywanie krzyżówki, i całkiem dobrze im szło do czasu… Mój biust jest biustem z pogranicza. 😉 Oznacza to, że ma szczęście (albo i, jak czasem bywa, nieszczęście) mieścić się w końcówce zakresu rozmiarów wielu firm, które swoje D-plusowe ambicje kończą na literze G. Jedną z firm konsekwentnie, od lat trzymających się tego zakresu jest Gossard, o którym niedawno sobie przypominałyśmy, a ja obiecywałam sobie i Wam próbę odkrycia tej marki na nowo. Skusiłam się na Can Cana ze względu na kwiecisty nadruk i fiołkowe ubarwienie, co moim zdaniem czyni z niego jeden z najbardziej udanych wizualnie plandży tej firmy. Czy Gossard jest marką, która „daje radę” w strefie G? Postaram się przyczynić do odpowiedzi na to pytanie. Gossard – Can Can, rozmiar: 75G, kolor: fioletowy [Rozmiary miseczek: B-G, obwody: 65-85, cena: 139 zł] Estetyka Tym, co najbardziej przykuwa uwagę w Can Canie, poza intensywną barwą, jest nadruk na lekko połyskliwej, miłej w dotyku satynie. Kwiaty przypominają róże, zwłaszcza w wersji czerwonej tego modelu, także bardzo udanej, a w wersji fioletowej niektóre kojarzą mi się z bratkami. Ale gdy patrzę na Can Cana jako całość, widzę fiołki, które z takim zachwytem obserwuję teraz w ogrodach 🙂 Model to co prawda z kolekcji zimowej, ale moim zdaniem świetnie nadaje się na wiosnę. Warto zauważyć, że nadruk, trochę w stylu vintage, jest staranny i ma wyraźne kontury. Wzór występuje, oprócz dolnej części miseczek, również na skrzydełkach oraz – co szczególnie mnie zachwyca – w przedniej części ramiączek. Ramiączka Can Cana to jego niewątpliwy atut – eleganckie, niezbyt szerokie, lecz wygodne. Koronka nałożona na górną część miseczek jest miękka w dotyku i nie robi sztucznego wrażenia. Zręcznie kryje krawędzie usztywnianych miseczek. Niezbyt podoba mi się tiulowa kokardka – co prawda ani trochę się nie strzępi, ale zagniata się i traci kształt, przez co nie bardzo wiadomo, co to za twór się właściwie między tymi miseczkami gnieździ. Ciekawe, czy istnieją niegniotące się tiulowe kokardki? Podobają mi się detale w kolorze złotym (regulatory, haftki) – ten błysk metalu to charakterystyczny dla marki element. Wyglądają na dobrej jakości i trwałe. Dopasowanie Według sprzedawcy miseczki w Can Canach (poza tymi ze strefy poniżej 60-70 D, w której zastosowano wkładki push-upowe), są nietypowo duże. Z tym mogę się zgodzić – biustonosze w rozmiarze 75G obecnie najczęściej są na mnie za małe w miseczkach, raczej skłaniam się ku 80G albo 75GG. A Can Can właśnie w 75G pasuje najlepiej. Dobrze więc, że sklep umieścił tę informację. Niestety obwód należy do zaskakująco luźnych. Gdyby zataić przede mną rozmiar tego biustonosza, powiedziałabym, że to 80G. Tył pracuje przede wszystkim na gumkach – choć ich obecność to moim zdaniem zaleta, bo sama satyna byłaby zbyt niewygodna (wiemy, jakie własności ma taka dzianina – rozciąga się łatwo do pewnego momentu, a potem gwałtownie zatrzymuje, co każe wybierać między podtrzymaniem a wygodą). Kształt Tu należałoby chyba wyróżnić dwie kategorie: kształt biustu pod ubraniem oraz sposób, w jaki prezentuje się w samym staniku. Do tego pierwszego nie mam zatrzeżeń – piersi są ładnie podniesione, zebrane z boków, Can Can ładnie kształtuje dekolt i chętnie zakładam go do wyciętych bluzek. Gorzej po zdjęciu bluzki – miseczki mają znaną z wielu piankowych plandży własność polegającą na załamywaniu się pod piersiami. Zagięcia widać tylko bez ubrania i są optycznie maskowane przez nadruk, ale mimo to odbierają mi nieco przyjemności z noszenia Can Cana. Konstrukcja i podtrzymanie Can Can nie należy do tuzów supportu, co zapewne wynika z niezbyt dobrze pracującego obwodu, a także po prostu z faktu, że jest wycięty. Wyżej wspomniane załamywanie się miseczek należy chyba zaliczyć do wad konstrukcyjnych. Krótko mówiąc: Can Can jest dla mnie stanikiem „do noszenia”, ale do wybitnych osiągnięć technologii wspierania biustu go nie zaliczam. Wygoda Can Can jest komfortowym stanikiem, zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz – aż przyjemnie jest wziąć go do ręki. Ozdobna część ramiączek łączy się z gumkową poprzez zszycie, nie żadne nieszczęsne kółka, które zawsze mnie uwierają. Ozdobnie pętelkowane krawędzie gumek i taśm są zaskakująco miękkie w dotyku, zwłaszcza w porównaniu z produktami niektórych wiodących marek. Jedyny mankament to zbyt krótki i wiotki języczek pod haftkami, który przy zapięciu na najluźniejszy stopień za łatwo się podwija i powoduje, że haczyki dotykają skóry. Ale i tak noszę Can Cana zapiętego na środkowe haftki… Cena Choć nie jest to może idealny plunge, to jednak bardzo go lubię za kształt podbluzkowy, wygodę, jakość wykonania, dopracowanie szczegółów i urodę, którą nie odbiega od np. produktów marki Masquerade. Odbiega jednak ceną – jest przyjemnie tańszy od wielu „kolegów po fachu”. A więc cztery. (można go też kupić w promocji – szczegóły na końcu). Podsumowanie Swój powrót do Gossarda uważam za w sumie dość udany. Nie przeżyłam objawienia, ale dostałam ładny biustonosz w ulubionym kolorze, który daje się nosić z przyjemnością. Czy jest to dobra marka dla pogranicznych G-biustów? To trudne pytanie. Na pewno nie można stawiać Gossarda w jednym szeregu z takim na przykład Elle Macpherson Intimates, której to marki produkt nadawał się tylko do zwrotu. Gossard to zdecydowanie wyższa liga, a do tego – niższa cena. Zainteresowanym aktualną kolekcją polecam zerknąć na odświeżoną stronę firmy. Ciekawe, czy Wild Flower, albo Beau, mają szansę zostać godnymi następcami Can Cana. Uwaga, promocja! A skoro znów o cenie mowa – dla miłośniczek róż i fiołków znany sklep Bradea przygotował specjalną promocję: aż 25% zniżki na obie wersje kolorystyczne Can Cana na tradycyjny kod „stanikomania” i to do końca maja! Mam nadzieję, że Can Can przypadnie, a może już przypadł, do biustu nie tylko mnie – jeśli skorzystacie, podzielcie się wrażeniami.
165 views, 3 likes, 2 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Mysterious room: Na górze róże, na dole fiołki, rezerwujcie terminy bo

polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Na górze róże, na dole bez mam rozdwojoną osobowość i ja też! Roses are red, violets are blue. I'm a split personality, and so am i! Na górze róże, na dole fiołki, kocham cię bardziej, niż zawartość mej skarbonki. Roses are red, violets are blue, no amount of money could keep me away from you. Na górze róże, na dole dzwonki Na górze róże, na dole fiołki, znajdź robotę! Roses are red, violets are blue, get a job! "Na górze róże, fiołki na dole, czas na usunięcie kamienia i zębów kontrolę." "roses are red, violets are blue," it's time for your dental cleaning and maybe a check-up, too. Na górze róże, na dole fiołki, Na górze róże, na dole dzwonki Na górze róże, na dole fiołki, my się kochamy jak dwa aniołki. I love you once. I love you twice. I love you more than beans and rice. "Na górze róże..." "... na dole fiołki." K-I-S-S-I-N-G First comes love Then comes marriage "Na górze róże, na dole bez" Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 10. Pasujących: 10. Czas odpowiedzi: 84 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200

Na górze róże. Na dole fiołki. Kochamy się jak dwa aniołki. I nie mogło tak pozostać. 24. Dodane przez Do komentarza nr 16, w dniu - 11-02-2022 15:00 Spacerowanie, które ogarnęło Polskę w związku z orzeczeniem neo-TK jest z kilku powodów budujące i zdrowe. Przywraca poczucie równowagi, między tym co kreowały media i politycy (w szczególności PiS, ale nie tylko), a czym było tzw. życie. Jałowe rozmowy w telewizyjnych studiach, pozorowane formy dyskusji i robienia widzom piany z mózgu. Moją ulubioną frazą debatującego chama, było powiedzieć kilka kłamstw i niedorzeczności (tak prymitywnych, że kłamiących rozumowi i logice kilkuletniego dziecka), a potem mając za nic opinię adwersarza, serwować zużytą frazę „z całym szacunkiem, ale…”. Tę swoistą figurę retoryczną stosuje wielu polityków rządzącego *** i jak niektórzy pamiętają były w tym zakresie mistrzynie i mistrzowie tej „zagrywki”. Wybyli do Brukseli i myślę, że nikt na serwowanie tego rodzaju tekstów im nie pozwala… więcej niż raz. Po prostu przestaje ich słuchać, bo wie i czuje, że nie zawierają krzyny poszanowania dla rozmówcy (szczególnie, gdy ma inne zdanie). Wróćmy jednak do naszego spacerowania… Spacerowanie wpłynie i już zmieniło język uprawiania dialogu politycznego. Dzisiaj wręcz go reanimuje nawet jeśli musimy przejść przez swoisty czyściec wulgaryzacji, który wielu boli i ”oburza” (a może oburza naprawdę?). Dziwi mnie trochę ta reakcja, bo po pierwsze, tym językiem mówi się (niestety) powszechnie i wystarczy wyostrzyć swój słuch (gdziekolwiek się jest), by ulubione bon mots linguae Poloniae vulgaris usłyszeć i sobie utrwalić. Jest i drugi skutek tej sytuacji. W czasach kompletnego zużycia znaczenia słów i emocji jakie z sobą niosą, to jedyny sposób na odzyskanie przez język (polski) znaczenia i emocjonalnej ekspresji. Zabili ją ci, którzy używając go z premedytacją odbierają mu jakikolwiek sens: wprost kłamią, poszukują kontekstu i używają dowolnie (w zależności do kogo i co mówią) lub czegoś nie to mieli na myśli, choć tak naprawdę mają gdzieś elementarną prawdę i wiarygodność. Poprawność językową zresztą też. Mozolnie wspinają się na szczyty swojej „erudycji”, gubią przypadki, końcówki deklinacyjne. Tymczasem w tym co mówią co mówią i jak to robią są po prostu pretensjonalni i nieporadni. Rzeczy i zdarzenia są dla nich tradycyjnie porażające, poza tym, iż nie dotyczy to bezmiaru ich niekompetencji i bezczelności, bo jak może ich porażać coś, czego nie ogarniają… Spacerowanie poza tym, że jest zdrowsze (w maseczkach oczywiście) od hipokryzji mówienia, że COVID 19 wygasł i nie jest już groźny, jest przypomnieniem, że każdy z nas nosi w sobie ową granicę, której żadnej władzy nie wolno przekraczać. Nie wolno zwalniać ludzi, pasąc się na publicznych stanowiskach i obdzielając je „swoimi”. Nie wolno deprawować porządku prawnego zamieniając tak na nie i nie na tak. Bulwersujące jest prywatyzowanie państwa, w którym partia, to państwo. Nic tu nie jest partii. Nieludzkie jest pozbawianie ludzi warsztatów pracy, bez dawania nadziei i konkretnych rozwiązań- co i kiedy się zmieni. Podłe i kłamliwe mówienie, że są szczepionki przeciw grypie, gdy ich nie ma. Po prostu NIE MA. I nieprawdą, jest że od powtarzania tego się pojawią. Nie ma ich. Wynik zero-jedynkowy. Nie da się tego słuchać, nie sięgając po słowa, jakie dzisiaj padają na ulicach. Spacerowanie jest oznaką przebudzenia, a nawet rewolucji, mówią niektórzy. Oby. Każda zmiana ma swój język. Ta wybrała ten wprost i na temat. Bez mówienia, że ktoś mija się z prawdą, że działa w imieniu całego narodu (co za arogancja zważywszy na wyniki ostatnich kilku wyborów i naturę demokracji). Ta przebudzenie mówi władzy – konsultuj ze mną sprawy, które wprost mnie dotyczą, dbaj o państwo, jakby jutro miało stanąć przed próbą o stokroć trudniejszą niż powstrzymanie pandemii. Są takie. Zapewniam. Ale mówi to zdobywając się na konieczną dzisiaj lakoniczność. A jeśli ktoś tego nie rozumie niech odejdzie lub ‘Na górze róże na dole…*) *(fragment jednego z transparentów widzianego w relacji TN24 w Kato) Treść dostępna po opłaceniu abonamentu Zaloguj się lub Wykup Sprawdź Wykup Anuluj Pełny dostęp na 360 dni za dostęp na 30 dni za do jednego artykułu na 7 dni za zł. Anuluj . 52 56 100 232 216 489 375 403

na górze róże na dole fiołki